Kolejowa książka moja (książkoprojekt cz. 16)

Pon, 8 Lip 2013 • Książkoprojekt

– Ojej, ciężkie – pomyślałem biorąc do rąk pierwszą paczkę z książkami od wydawcy. Tak, taka właśnie była ta pierwsza myśl. Potem długo bałem się zajrzeć do środka. Gdy już zajrzałem, to akurat otworzyłem na stronie ze zdjęciem, które się mi nie spodobało… Ale tego pewnie nikt nie zauważy.

W zasadzie skończyłem ogarniać swoją pulę książek. Wszystkie rozeszły się wśród ludzi, którzy wspomogli powstanie mojej pierwszej grubszej publikacji oraz wśród najbliższej rodziny. Niestety, nie będzie więc ekstrasów dla znajomych. Egzemplarze autorskie są numerowane. Ci co mają, na stronie z dedykacją znajdą numer w prawym górnym rogu. Taka niespodzianka;)

Książka ukazała się 28 czerwca. Wtedy przyjechała z drukarni i od razu powędrowała do Gdańskiej Księgarni Naukowej przy ul. Łagiewniki 56. Wkrótce znalazła się też w Szafie Gdańskiej przy ul. Garbary 14/1. Oczywiście od razu dostępna była (i jest) u wydawcy, czyli w Wydawnictwie Oskar, znalazła się też w sklepie modelarskim Modelmania. Jest na pewno także w innych księgarniach, ale przepraszam, już nie ogarniam tego. Trochę odpoczywam, trochę przygotowuję się na takie akcje:

Tyle spraw porządkowych.

Od tygodnia próbowałem ułożyć sobie w głowie co by napisać o książce. Od razu może o tytule. Proszę nie mieć pretensji do wydawcy. Należy założyć, że autor się uparł i jego ganić. Czyli mnie. Książka jest opracowaniem historii wybudowanej przed pierwszą wojną światową linii kolejowej z Gdańska Wrzeszcza do Starej Piły, a stamtąd dalej do Kartuz. Publikacja jest bardziej adresowana do miłośników kolei, a Ci wiedzą, że tą drogą można było koleją objechać całe Kaszuby. Oczywiście z przesiadkami. Tytuł zaś jest nawiązaniem, i to pasjonaci gdańskiej historii zapewne wiedzą, do informacji prasowych z czasów budowy tzw. kolei kartuskiej. Pisano wówczas np. „Eisenbahnenbau Langfuhr – Altemühle” („Danziger Neueste Nachrichten” nr 138 z 14 czerwca 1912 r.) albo „Mit der Eröffnung dieser neuen Strecke ist nach der »D.A.Z.« ein gutes Stück Arbeit zur Erschließung der kassubischen Schweiz geleistet.” („Elbinger Neueste Nachrichten” nr 118 z 1 maja 1914 r.). Nie pisano więc Gdańsk Wrzeszcz, choć był Wrzeszcz już częścią Gdańska, i wyróżniano jednak pewną odrębność Kaszub.

Oprawa książki jest wg mnie trochę na wyrost. Debiut nie zasługuje na takie wyróżnienie. Skoro jednak główny sponsor wydania – Pomorska Kolej Metropolitalna – chciał, to jest. Oczywiście, publikacja w związku z tym może nie budzić zaufania. Skoro książkę o kolei, którą teraz częściowo odbudowuje PKM, sponsoruje PKM, to jest pytanie o wiarygodność. Szczególnie w tej części opracowania dotyczącej właśnie kolei metropolitalnej. Przypisy są, źródła są podane, można sprawdzić. Możecie mi nie wierzyć, ale nacisków co do treści ze strony PKM nie było. Autocenzury z moej strony też nie. Obie strony zgodziły się, że jest to opracowanie faktów i nie da się tym manipulować, pokolorować tego itp. Choć zapewne mogłoby być dokładniej. Tu już ograniczała objętość. Projekt i tak urósł o 32 strony niemal w przeddzień wydania.

Nienawidzę InDesigna za to, że przez tyle lat nic nie zrobiono z polepszeniem obsługi przypisów przez ten całkiem niezły program do składu. Tak, bo tę pracę sam składałem i te przypisy mogłyby wyglądać o niebo lepiej. Nie polecam żadnemu autorowi składania samemu. Chyba, że tak jak ja, od kilkunastu lat aktywnie siedzi w branży przygotowania do druku i ma dużo wolnego czasu. Trzeba pamiętać, że własnoręczne robótki rozbijają cykl pracy wydawnictwa. Autor sam sobie składa, ale w sumie nikt nie wie jak mu to idzie, bo przecież robi to u siebie. Nam z Wydawnictwem Oskar bardzo szybko udało się wypracować optymalny system pracy nad moją publikacją. Chyba są zadowoleni z tej przygody. Ja trochę też – to mój najlepszy skład tekstu.

Książka nie wyczerpuje tematu. Choć lista źródeł w bibliografii jest długa, to na pewno można było znaleźć jeszcze więcej informacji. Jest to jednak znaczny skok w porównaniu do znanych dotychczas artykułów o linii kolejowej z Wrzeszcza do Starej Piły. I piszę to całkiem serio. Może nie czytać się łatwo, bo nie rozpisywałem się, nie dyskutowałem z informacjami niepotwierdzonymi. Publikacja zawiera te informacje, do których znalazły się źródła lub z badania w terenie wynikało, że tak właśnie było. Pewnie przy jakiejś kolejnej takiej przygodzie będzie trzeba się poprawić, napisać żywiej, ciekawiej, nie czysto faktograficznie. Ilustracyjnie też mogło być lepiej. Tu jednakże problemem było ustalenie autorów zdjęć i statusu praw autorskich. W wielu przypadkach na razie się nie udało, w innych procedura uzyskania zgody na publikację okazała się zbyt czasochłonna. Ma to swoje zalety – temat pozostaje otwarty.

Co nieco o książce (ale nie tylko o tej) można było już czytać w ramach cyklu „książkoprojekt”. Jeśli ktoś nie czytał, a chce się co nieco dowiedzieć o technicznych i prawnych aspektach powstawania książki to zachęcam do sięgnięcia do linków na końcu tej notki. Przy okazji polecam także zapoznanie się z pracami Jarka Kubickiego – autora okładki – jego wystawa w klubogalerii Bunkier trwa do 21 lipca.

Wydanie książki oprócz PKM wsparli: Budimex, miasto Gdańsk, miasto Gdynia i Pomorskie Towarzystwo Miłośników Kolei Żelaznych. Publikacja nie powstałaby bez pomocy wielu ludzi. Chciałbym serdecznie podziękować następującym osobom: Bartoszowi Bajkowowi, Feliksowi Bąkowi, Jarkowi Borynie, Grzegorzowi Bińkowskiemu, Siegfriedowi Bufe, Marcinowi Bukowskiemu, Zbyszkowi Czapnikowi, Janowi Danilukowi, Grzegorzowi Feyowi, Dariuszowi Gałązce, Krzysztofowi Grynderowi, Jerzemu Hryszce, Tomaszowi Konopackiemu, Krzysztofowi Kowalewskiemu, Ireneuszowi Krzywickiemu, Jarosławowi Kubickiemu, Leszkowi Lewińskiemu, Christophowi Marschnerowi, Aleksandrowi Masłowskiemu, Andrzejowi Paczyńskiemu, Tomaszowi Plucińskiemu, Kamilowi Sobolewskiemu, Jarosławowi Wasielewskiemu, Adamowi Wąskowi, Romanowi Witkowskiemu, Kamilowi Wrotkowskiemu, Pawłowi Wróblewskiemu.

Książkę wydało Wydawnictwo Oskar. Na „Koleją z Wrzeszcza na Kaszuby” składają się 272 strony z ok. 230 ilustracjami, a wszystko w twardej szytej oprawie. Podobno się podoba, ja – co dziwne nie jest – osobiście polecam.