Autobusowo i tramwajowo, nie tylko zdjęciowo

Pon, 29 Cze 2015 • HistoriaRecenzje

Mam to szczęście, że o niektórych książkach wiem trochę wcześniej niż inni. Tak też było w przypadku nowej publikacji sygnowanej logo KFP – podobno byłem trzecią osobą, której przypadkowo spotkany jakiś czas temu Maciej Kosycarz się chwalił. A mimo to, nowa książka zaskoczyła i to bardzo.

W niedzielę, 27 czerwca br., odbyła się na Targu Węglowym przy Katowni obok podstawionego starego autobusu z przyczepą – tzw. ogórka – premiera wspólnego dzieła Dariusza Łazarskiego i Macieja Kosycarza. Dzieło trochę jak na Kosycarza nietypowe, bo niebędące albumem, zatytułowano „Gdańsk w tramwajach i autobusach”. Autorzy dzielnie je podpisywali licznym czytelnikom i fanom wydawnictw spod znaku KFP.

Zacznę od tego, co zwykle mało kogo interesuje, a mnie bardzo. Przynajmniej w przypadku publikacji drukowanych. Twarda oprawa, szycie, fajna okładka, 208 stron dobrego papieru z dużą ilością tekstu. Dwukolumnowy skład znakomicie się sprawdza przy wybranym formacie, dużo światła i… za mały w stosunku do górnego dolny margines. W zasadzie marginesy są równe, co optycznie powoduje wrażenie jakby treści spadającej w dół strony. Druga wada, zdecydowanie mniejszej wagi, niepotrzebne wcięcie akapitowe po tytułach i śródtytułach. Przecież wiadomo gdzie zaczyna akapit w takim miejscu, a do wskazania jego początku przecież służy wcięcie.

Dalej jest już tylko dobrze: poprawne cudzysłowy, półpauzy, poprawny skład. Pewnie znalazłoby się kilka drobiazgów – jak wszędzie – ale też i nie bardzo jest się czego przyczepić, żeby nie wyglądało na czepianie się. Po prostu się mi podoba. Jest trochę na bogato – kolorowa paginacja tam gdzie jest to jedyny kolorowy element na stronie podrożyła pewnie produkcję – ale wszystko jest zgrane i pasuje do siebie. Do tego przejrzyste tabele i mapki oraz oczywiście to, co u Maćka zawsze na wysokim poziomie, czyli zdjęcia.

Treść oczywiście nie odstaje poziomem ani trochę. Duet: Dariusz Łazarski i Maciej Kosycarz, nie mógł w tej kwestii wyprodukować nic złego. Nie jest to jednak praca czysto historyczna. To bardziej opowieść, może nawet reportaż, nie tylko o taborze komunikacyjnym, co w znacznej mierze o ludziach – w tym o pasjonatach transportu miejskiego z PSSTM. 70 lat powojennej gdańskiej komunikacji w żywym, nieoderwanym od faktów ujęciu. Dobrze się czyta (choć część jeszcze przede mną) i dobrze ogląda. Książka, którą warto mieć i do niej zaglądać.

Znajdą się pewnie tacy, dla których publikacja będzie za słaba. Zapewne można temat opracować dokładniej spędziwszy uprzednio wiele miesięcy (lat?) w archiwach i co najmniej drugie tyle na rozmowach z ludźmi. Baza źródłowa mogłaby być szersza itd. Książka byłaby wtedy nudniejsza i droższa, a tym samym mniej dostępna. Ta żywa publikacja – wspólne dzieło Dariusza i Macieja – dla wszystkich malkontentów powinna być inspiracją do własnych poszukiwań. Nie dlatego, że należy się cieszyć, że cokolwiek się ukazuje. W tym przypadku nie jest to „cokolwiek” tylko bardzo konkretna praca, która niejako przy okazji spełnia też to zadanie, które szczególnie w przypadku lokalnej historii jest ważne. Pobudza do działania, wzbudza zainteresowanie, pokazuje, że można zrobić coś fajnego, porządnie, bez zadęcia. Takie książki lubię, takie też będę polecał i tę – mimo ceny (prawie 70 zł, na promocji 60 zł) – polecam.

Książkę można zamówić bezpośrednio u wydawcy. Na stronie KFP można też obejrzeć zdjęcia z premiery.

Zdjęcie tytułowe: repr. fragmentu okładki. Zdjęcia: Henryk Jursz