Dzieje nieco zapomnianej polskiej piechoty morskiej w papierowym wydaniu

Śro, 22 Lip 2015 • HistoriaRecenzje

Jest miejsce w Gdańsku, którego militarna historia została już co nieco zapomniana. Dzisiejszy Garnizon, niegdyś koszary gdańskich huzarów. Od lat 60. XX w. stacjonowała w nich część jednej z elitarnych formacji wojsk PRL. Jednostka, której cele były skrywane, a którą niektórzy jeszcze pamiętają.

Popularne Niebieskie Berety, w Polsce ludowej oficjalnie Jednostka Obrony Wybrzeża, a w rzeczywistości 7. Łużycka Dywizja Desantowa, dysponowały garnizonem w Słupsku, Lęborku i właśnie w Gdańsku przy ul. Słowackiego. Była to formacja uderzeniowa, typowa piechota morska z dostosowanym do specyfiki zadań sprzętem oraz własnym napiętym programem szkoleń. Desantowcy nazywani przez przez towarzyszy z Marynarki Wojennej żabochlapami, moczydupami czy wojskami szuwaro-bagiennymi odwdzięczali się określając marynarzy np. dorożkarzami (okręty desantowe były w dyspozycji MW). Z takich określeń oczywiście nie były zadowolone dowództwa formacji, ale przecież czymś trzeba było sobie umilić trudy wymagającej – wówczas obowiązkowej – służby w siłach zbrojnych.

Powyższą anegdotę można przeczytać w książce Eugeniusza Stefaniaka „Byłem oficerem politycznym LWP”. Nie jest to jednak publikacja dotycząca tylko Niebieskich Beretów. Skąd więc można się czegoś więcej dowiedzieć o tej – bądź, co bądź – specjalistycznej formacji?

Dotychczas do dyspozycji były pojawiające się bardzo rzadko artykuły w prasie militarnej oraz wydana w 1993 r. przez Dowództwo 7 BOW broszura pt. „Zarys historii »Niebieskich Beretów«”. Oprócz tego można trochę informacji znaleźć w publikacjach dotyczących udziału Wojska Polskiego w misjach ONZ. Niebieskie Berety miały bowiem swój udział w 1974 r. w drugiej zmianie w misji UNEF II na półwyspie Synaj i wzgórzach Golan (patrz np. Władysław Kozaczuk „Misje pokojowe Wojska Polskiego 1953–1978” [Wydawnictwo MON, Warszawa 1978], Polska Wojskowa Jednostka Specjalna, „LWP w błękitnych hełmach. Polacy na Synaju i Wzgórzach Golan”). To jednak niewiele. Można oczywiście odwiedzić archiwa, ale nie każdy ma na to czas i tyle samozaparcia. W tej sytuacji cieszy, że po konferencji, która odbyła się 2013 r. z okazji 50. rocznicy powstania 7. ŁDD wydana została publikacja pt. „7. Łużycka dywizja desantowa 1963–1986. Miejsce, rola i zadania wojsk obrony wybrzeża w systemie obronnym Polski” pod red. Bogusława Packa, Andrzeja Polaka i Wojciecha Mazurka. Początkowo dostępna była tylko dla wybranych (patrz informacja na forum Dawny Gdańsk), ale w 2014 r. nakładem wydawnictwa Bellona (gdzie już nie ma jej w spisie) i  wydawnictwa Akademii Obrony Narodowej stała się dostępna dla szerszego grona.

O książce dowiedziałem się przypadkiem dość niedawno. Sprawdziłem i nie znalazłem w lokalnych mediach informacji o jej wydaniu. Co oznacza, że podobnie jak w przypadku wspominanego wcześniejszego materiału konferencyjnego wydawcy i/lub autorzy nie byli zainteresowani dotarciem do szerszej grupy odbiorców. Praca ta zapewne, podobnie jak konferencja w 2013 r., przeznaczona była tylko dla byłych żołnierzy i do wspominania swoistego etosu służby. Nie widzę sensu zbytniego rozwijania tego wątku. To, moim zdaniem, wystarczająca odpowiedź na pytania skąd brak szacunku w społeczeństwie dla służby, dlaczego kolejny raz w mediach można czytać o niskim poziomie czytelnictwa itp. Jak bowiem dowiedzieć się o książce, która jeśli jest promowana to w wąskim gronie? Jak przeczytać publikację, o której nie wiadomo, że została wydana? Szczęśliwie się mi udało. Czy było warto?

Książka wydana została w miękkiej oprawie. Skład tekstu jest przyjemny dla oka i nie przeszkadza w czytaniu. Cieszy, że choć to Wydawnictwo Akademii Obrony Narodowej, to przypisy nie są złamane w typowym akademickim stylu, a bardziej nowocześnie. Skusiłbym się na odrobinę większy margines zewnętrzny i inne rozwiązanie górnej paginacji, nie ma jednak co narzekać. Skład jest spójny, sensowny, poparty nawet niezłą korektą (zaledwie ok. 28 drobnych błędów na ponad 300 stronach). Słabiej jest z tabelami, w których czasem ciężko się połapać. Natomiast w przypadku ilustracji jest – niestety – tragicznie. Te bowiem zostały dopasowane bez zachowania proporcji, co oznacza, że pojawiające na nich osoby są albo przesadnie szerokie albo wyjątkowo szczupłe. Także ilustracje tzw. materiałów źródłowych są bardzo słabe. Piszę „tzw.” gdyż to skany (zrzuty ekranowe?) tekstów przepisanych z archiwów umieszczone w zbyt niskiej rozdzielczości na szarym tle. W zasadzie totalna porażka, gorzej chyba już się nie da. Tym samym, reklama wydawnictwa AON na ostatniej stronie, zapewniająca m.in. o wysokiej jakości, wygląda co najmniej groteskowo.

Książka to jednak nie tylko parametry wydawnicze, współczynniki jakościowe czy nasycenie farby drukarskiej. To przede wszystkim treść. Tu już jest lepiej, choć wystąpiły pewne kłopoty z redakcją. Publikacja bowiem wprowadza częściowo czytelnika w błąd co do odznaki jednostki i ręki, na której była noszona. Szczęśliwie rozdział pt. „Symbolika i mundur jednostek obrony wybrzeża w latach 1963–1994” rozjaśnia temat. Jest to zresztą najlepszy rozdział w książce, wnoszący najwięcej do wiedzy o Niebieskich Beretach, choć brakuje w nim ilustracji. Kolejnymi są przede wszystkim wspomnienia byłych desantowców. Bywają napisane lepiej lub gorzej, wszystkie jednak fajnie wprowadzają w klimat służby w piechocie morskiej i niosą ze sobą także cenne informacje. Zupełnie bez sensu – dla mnie – są zaś rozdziały dotyczące operacji desantowych w czasie II wojny światowej, operacji desantowych w ogóle, użycia lotnictwa w desantach na przykładzie inchońskiej operacji w czasie wojny w Korei czy o koncepcji wykorzystania oddziałów WOP w obronie granic. Te, niewątpliwie cenne, rozdziały mają się nijak do tytułu publikacji, co powoduje, że jawi się ona jako gorsza od – przecież niewyczerpującej tematu – broszury z lat 90. XX w. O samym formowaniu dywizji więcej można dowiedzieć się z różnych internetowych forów. Szkoda, bo to mogłaby być ciekawa publikacja. Z drugiej strony jest wciąż temat do zagospodarowania, który można by fajnie lokalnie sprzedać.

Książki „7. Łużycka dywizja desantowa 1963–1986. Miejsce, rola i zadania wojsk obrony wybrzeża w systemie obronnym Polski” nie polecam. Nad czym ubolewam. Z drugiej strony ma ona swoje miejsce na mojej półce. Z braku laku…

Repr. Henryk Jursz.